piątek, 30 stycznia 2015

Kwiryn Buzalski: Moja przygoda ze stomią

Robiłem porządki i w ręce wpadły mi dokumenty z mojej operacji usunięcia raka i wyłonienia stomii. Usiadłem i powspominałem te chwile. Nie od razu zaakceptowałem swój nowy nabytek, najpierw był stan wojenny, a akceptacja była wynikiem żmudnej pracy pielęgniarki stomijnej nade mną.

Dzisiaj, gdy wspominam te chwile, widzę, że zderzyłem się z nieznaną mi rzeczywistością, o której nie miałem „zielonego pojęcia”:  co to jest rak odbytnicy i jelita grubego, a tym bardziej czy i jak można funkcjonować po usunięciu tkanek rakowych na jelitach. Nigdy w życiu nie chorowałem, wydawało mi się, że jestem „niezatapialny”, stąd cała moja ignorancja na temat chorób. Śmierć zawitała do mojej rodziny: owdowiała siostra, tego samego roku i ja owdowiałem, potem zmarł najmłodszy brat, a w półtora roku później zmarł następny brat i to na raka żołądka. I ja – w trzy miesiące później – diagnoza: rak złośliwy na jelicie prostym i to w 80% zamykający światło jelita.

Mieszkałem wówczas w Pile, przyjechała córka z Koszalina na trzy dni, ale każdego dnia z rana ruszała do swoich koleżanek i wracała gdzieś około 20.00. Na zgodę oferowała drinka. Ale następnego dnia na ściankach muszli klozetowej ukazały się krople krwi, każdego dnia było ich coraz więcej. Gdy córka pojechała do domu, poszedłem do lekarza, a ten skierował mnie na kolonoskopię. I tu po kolonoskopii mówi do mnie lekarz: „Nie będę owijał w bawełnę. Powiem panu po prostu: rak złośliwy i trzeba jak najprędzej do szpitala”. Dał mi skierowanie na chirurgię. Od lekarza pojechałem wprost do szpitala. Tam usłyszałem: „W poniedziałek rano na czczo zgłosić się na chirurgię”.

Dzwonię do córki i syna, że mam raka jelita prostego i że chyba to są moje ostatnie chwile na ziemi. Syn zaraz przyjechał i zaoferował mi zawiezienie do szpitala i tłumaczy mi, że należy na wszystko patrzeć pozytywnie. W szpitalu wręczył mi książeczkę: „Niewykorzystane siły natury”. Codziennie mnie odwiedzał i pytał się tato, ile przeczytałeś. Rad – nie rad wziąłem się za lekturę tej książeczki.

W szpitalu zrobiono mi jeszcze raz wszystkie możliwe badania, a potem skierowano na lampy i konsultacje na onkologię do Poznania. Po tygodniowym pobycie na onkologii, powrót do szpitala do Piły i tam w poniedziałek mnie przygotowywano do operacji.


W szpitalu nudziłem się. Chodziłem po korytarzu i czytałem wszystko, co popadło. Między innymi przyglądałem się woreczkom stomijnym z przekonaniem, że mnie to nie dotyczy. Mimo, że tak lekarze jak i pielęgniarka stomijna mówili, co mnie czeka, ja w swojej podświadomości wmówiłem sobie, że mnie to nie czeka, że wytną raka, zeszyją jelito i ja, cały i zdrowy wrócę do domu.

O godzinie 11.00 zabrano mnie na sale operacyjną, jechałem spokojny, wyluzowany z myślą: „Jak się operacja nie uda, to bezbolesna przesiadka na drugą stronę, a jeśli się uda – zdrów i cały, wrócę za kilka dni do domu”. Gdy mnie po operacji wybudzono pierwszą czynnością było sprawdzić co mi tam na brzuchu dolega. Mimo ostrzeżeń pielęgniarki pomacałem i o zgrozo: stomia. Jak mi z tym żyć? Zaraz zamknąłem oczy z myślą – nigdy więcej się nie obudzić. Ba, ale pielęgniarka nie dawała mi zasnąć! Złościło mnie to, ale nic nie mogłem zrobić. Przy którejś próbie zaśnięcia słyszę: „Teraz może pan spać do woli”.

Postanowiłem po powrocie na salę nie wstawać i tylko spać, ale i tu pielęgniarka nachodziła i wzywała do siadania i wstawania, a kiedy tłumaczyła mi, że ze stomią można tak samo dobrze żyć, to ja jej na to: „Pani to dobrze mówić, jak pani stomii nie ma, a ja mam z tą dziurą w brzuchu żyć!”. Następnego ranka pielęgniarka stomijna zjawiła się przy moim łóżku, ale nie sama, z jakąś starsza panią. Znów tłumaczy mi, że ze stomią można żyć, a na przykład jest ta oto pani. Ja im na to: „Zmówiłyście się panie, ale ja nie wierzę wam”. Na to oburzona starsza pani pokazała mi swój woreczek z pytaniem: „A to nie stomia?”. Przeprosiłem, a starsza pani mi tłumaczy, że mimo stomii żyje i pracuje w domu, a na weselach swoich wnuków, bawi się, tańczy i wódkę też wypije. Pomyślałem sobie, skoro ona starsza ode mnie może żyć normalnie, ba, nawet tańczyć, to dlaczegóżbym nie mógł ja?

Jak się zabrałem do chodzenia, słaniałem się na nogach, miejsce odbytu mi bardzo dokuczało, ale nie dawałem po sobie poznać. Gdy wyjęto mi sączek z dawnego odbytu, ból nie ustawał. Pytam się w czasie wizyty lekarza, dlaczego tak jeszcze boli, że siedzieć nie mogę, a ten mi na to: „Jeszcze długo będzie bolało, bo sporo musieliśmy tam powycinać, tyle było tam drobnych raczków”. Teraz dopiero do mnie dotarło, że w Poznaniu na onkologii zastosowano dla mnie najsilniejsze naświetlenia. Mimo to, dopisek przy konsultacji brzmiał „Zniósł doskonale”. Nie pozostało nic innego, jak zaciąć zęby i nadal maszerować po korytarzach szpitala.

Ósmego dnia wypisano mnie ze szpitala. W domu czekała  córka, która wzięła tydzień urlopu. Przy drzwiach powitał mnie mój uradowany pies. Syn i córka mnie osłaniali, bo chciał mi na brzuch skoczyć.  Biedak przez całe osiem dni nic nie jadł, a wszystko chował za moje łóżko. Teraz zabrał się do jedzenia. Gdy skończył, mówię do córki: „Idę na spacer z psem”, ale mi nie pozwoliła samemu pójść, wzięła psa na smycz, a ja jej towarzyszyłem. Obeszliśmy blok wkoło, a mnie się słabo zrobiło, mimo iż tyle chodziłem po korytarzach szpitalnych.

Po tygodniu, gdy córka odjechała, byłem już w stanie z psem sam wychodzić, więc dzwonię do szkoły, że jestem już w domu i mogę podjąć pracę, ale dyrektor polecił mi do końca miesiąca wydobrzeć, a potem odrobię zaległości. Z początkiem czerwca przystąpiłem do pracy, wszystko przebiegło normalnie mimo, że osiem godzin miałem, jak na początek.

Tak więc nic się nie zmieniło w moim życiu mimo, iż miałem stomię. Nikt ode mnie się nie odwracał. Raczej czułem podziw tak wśród grona nauczycielskiego, jak i uczniów.


 

Nasz blog!


Kochani! Nikt nie ma takiej wiedzy na temat stomii, jak sami stomicy, co udowadniacie nam każdego dnia na naszym profilu na Facebooku. Postanowiliśmy stworzyć miejsce, gdzie będziemy mogli wyeksponować wszystkie Wasze wskazówki. Oddajemy w Wasze ręce blog, na którym możecie dzielić się między sobą poradami, przemyśleniami i wydarzeniami ze swojego życia codziennego.

Swoje notki przysyłajcie na adres: biuro@stomalife.pl, a my będziemy je redagować i publikować. Zachęcamy również do podzielenia się z nami kilkoma słowami na swój temat, żebyśmy mogli umieścić Was w zakładce "O nas", a także, za Waszą zgodą, na stronie kampanii w zakładce "Nasze historie".
Czekamy na teksty! :)