poniedziałek, 4 grudnia 2017

Sylwia Ratajczak - Siła tkwi w siłowni

Pisałam Wam ostatnio, że pasja jest nam potrzebna żeby zapomnieć o chorobie i chwaliłam się osiągnięciami w bieganiu. Radość nie trwała długo, bo niedawno lekarz zabronił mi biegać – nie dla mnie już sporty z podskokami. Czym zastąpić bieganie? Rozważałam Jogę i siłownię. W końcu druga opcja wygrała. Namówiłam też męża na wspólne treningi. Od razu poszliśmy po karnety, żeby nie stracić wewnętrznej mobilizacji. Dodatkowo wykupiliśmy zajęcia z trenerem, który jest także dietetykiem z doświadczeniem w zakresie chorób jelit, co ma dla mnie duże znaczenie ze względu na moje NZJ. Trener rozpisał nam treningi dopasowane do naszych potrzeb, a po jakimś czasie będziemy mogli ćwiczyć bez jego nadzoru.

Zajęcia mamy rozpisane 3 razy w tygodniu po 90 minut. Po pierwszym treningu bolały nas wszystkie mięśnie, ale to był pozytywny ból :) Dla mnie to układ idealny, bo lubię być ruchu, a wystarczy już, że pracę mam siedzącą. No i pierwsza wizyta na siłowni odbyła się po całonocnej biegunce i obawiałam się, że nie dam rady, ale teraz wiem, że choroba jak inne ograniczenia siedzi też w mojej głowie. Podczas treningu tylko raz poczułam chęć odwiedzenia toalety, ale to było już pod koniec treningu po około 1,5 godziny od rozpoczęcia zajęć.

Poziom endorfin po takim treningu jest olbrzymi :) Jeśli chcecie wybrać się na siłownię, koniecznie skonsultujcie się z trenerem, aby uzyskać wskazówki jak prawidłowo zacząć, żeby krzywdy sobie nie zrobić.

Mam nadzieję, że za jakiś czas będę mogła pochwalić się efektami. Trzymajcie kciuki.


Pozdrawiam!