sobota, 11 czerwca 2016

Szymon Schmidt: Szczęście w nieszczęsciu :)

Czerniaka zdiagnozowano u mnie 2 lata temu w grudniu. Wszystko wyszło kiedy wycieli mi małe znamię na łydce. Okazało się na szczęście, że jest to jest etap choroby. Wystarczył tylko przeszczep skóry z pachwiny. Nogę miałem unieruchomioną przez prawie miesiąc. Założono mi 60 szwów na nodze. Na całej długości poniżej przeszczepionej skóry na łydce, nie czułem nic aż do pięty. 

Pierwszy tydzień po zabiegu leżałem na łóżku i nie mogłem wstawać. Po powrocie do domu, noga moja była niczym kruchy eksponat muzealny. Po 3 tygodniach usunięto mi szwy. Nie odczuwałem żadnego bólu nogi, w odróżnieniu od pachwiny - to był najgorszy koszmar jaki miałem. Od tamtego czasu muszę zakrywać łydkę by promienie słońca tam nie docierały. Od tego momentu krem z silnym filtrem to podstawa. Największą katorgą jest jednak ciągłe narastanie nowych znamion. Każde z nich musi być badane u dermatologa, by uniknąć rozsiewu nowotworu. Przez to mam kilkanaście blizn po ich usuwaniu. 

Sama choroba nie zmieniła jednak dużo w moim życiu. Oprócz opaski na nodze i kremu do opalania, nie mam żadnych innych "lekarstw". Tak naprawdę z czerniakiem miałem szczęście w nieszczęściu. Ponieważ był to sam początek. Do samej blizny nie mam wstrętu, a gdy ktoś pyta się mnie skąd ta blizna. Odpowiadam z żartem, że pogryzł mnie pies. W szkole jedna osoba uwierzyła, że blizna byłą po ataku terrorystycznym kiedy byłem w Egipcie :) Samą chorobę traktuję tak jakby jej nie było. W większości czasu zupełnie mi to nie przeszkadza. Lekkie utrudnienia są w wakacje. Na przykład teraz kiedy występują 25 stopniowe upały. Ale.... po prostu lepiej dbam o cerę by się nie spalić na słońcu :) Bo w chorobie najważniejsze to nie stracić głowy :) 

I od razu  jak piszę, powiem Wam, że z nogą jest już o wiele lepiej. Nadal jednak nie przyszły wyniki tego ropnia. Uspokoił mnie jednak, że to na pewno nie były zmiany nowotworowe, bo w takim przypadku informację o tym dostali by natychmiast. Powiedział również, że nurkowanie nie jest żadnym problemem :)

Pozdrawiam :)


wtorek, 7 czerwca 2016

Sylwia Ratajczak: Pożegnanie stomii

Witam wszystkich czytelników! :)

W lutym tego roku pożegnałam się ze stomią, którą miałam przez 2 lata. Operację przeszłam bezproblemowo. Wszystko się ładnie wygoiło, a blizna po stomii jest dosyć ładna, jeśli w ogóle można tak określić blizny :)

Na wakacje kupiłam sobie dwuczęściowe bikini, ponieważ nie mam zamiaru zakrywać brzucha i moich blizn. Uważam, że są one oznaką mojej siły i walki z chorobą. Wkrótce na moim biodrze będzie widniał tatuaż nawiązujący do blizn, ale o tym innym razem.

Chciałabym nadal służyć pomocą wszystkim, którzy posiadają stomię, ponieważ nie każdy jest w stanie poradzić sobie z tą sytuacją samodzielnie. Bardzo ważne jest w takich przypadkach wsparcie drugiej osoby i pogodzenie się z aktualnym stanem. W moim życiu stomia wiele zmieniła. Stałam się bardziej wrażliwa na drugiego człowieka oraz na ludzkie cierpienie.

Bardzo pasjonuje mnie medycyna, szczególnie choroby jelit. Dużo czytałam podczas choroby i zdecydowanie wciągnął mnie ten temat. Szkoda tylko, że nie mam z 10 lat mniej. Wtedy pewnie jeszcze mogłabym pomyśleć o studiach medycznych.W każdej życiowej sytuacji trzeba szukać pozytywów. To bardzo pomaga. Ja, dzięki chorobie i stomii poznałam wielu fantastycznych ludzi. Z niektórymi z nich utrzymuję stały kontakt.

Żyję w tej chwili ze zbiornikiem jelitowym j-pouch, czuję się dobrze, ale nie mogę sobie tak pozwalać z dietą jak przy stomii. Nie jest najgorzej, kilka wizyt w wc dziennie, ale co jest najważniejsze wszystko kontroluję, a tego bałam się najbardziej - czy zdążę, czy wytrzymam... Mąż śmieje się ze mnie, że nadal głaskam się po brzuchu, jak wtedy kiedy miałam stomię :) Odruch jednak pozostał. Wiem, że ona tam była i dzięki temu żyję i mam się dobrze.

Pozdrawiam wszystkich stomików oraz ludzi z j-pouchem i służę pomocą.
Buziaki i do następnego razu.