Zazwyczaj piszę Wam o bieżących sprawach, ale dziś chciałabym cofnąć się
dalej i opisać moje problemy związane z trądzikiem. To problem, który dotyczy
wielu z nas i często nie mamy pojęcia jak sobie z tym radzić i jeszcze bardziej
nie zaszkodzić. Wiem doskonale jakie to uczucie mieć twarz całą w wypryskach,
bez możliwości ukrycia ich. Wychodząc do ludzi ma się wrażenie, że wszyscy
patrzą tylko na trądzik, a najgorsze są komentarze za plecami – mogłaby o sobie
zadbać, ona pewnie nie myje się itd. W takich momentach jesteśmy skłonni zrobić
wszystko, aby pozbyć się problemu. Pamiętam, że marzyłam wręcz o zdarciu tej
skóry. Rozumiem Was, bo w pewnym momencie sama stosowałam wiele różnych
preparatów, i zewnętrznie, i w tabletkach, chodziłam od lekarza do lekarza, stosowałam
też na noc okłady z 30% ichtiolem (całą twarz miałam zabandażowaną, bo papka
była czarna, a do tego okropnie śmierdziała). To wszystko pomagało tylko na
krótki czas. W końcu trafiłam do polecanej dermatolog, która zaproponowała mi
lek na trądzik z izotretynoiną, zapewniając że skutecznie rozwiąże mój problem.
Byłam tak zdesperowana, że nie zwróciłam uwagi na skutki uboczne, bo przecież
każdy lek jakieś ma. Poza tym bardzo mi zależało na wyleczeniu się i normalnym
wyglądzie. Zmagałam się z tym problemem od 19 roku życia. Zanim trafiłam na ten
„cudowny” lek minęło 10 lat. Cała kuracja trwała 10 miesięcy. Była poprzedzona
próbami wątrobowymi, byłam uprzedzona o skutkach ubocznych – nie mogłam zajść w
ciążę, bo lek uszkadza płód. Co miesiąc robiłam test ciążowy, żeby upewnić się,
że poprawa mojego zdrowia, nie odbędzie się kosztem zdrowia mojego dziecka.
Rezultaty leczenie zauważyłam już po miesiącu: skóra zaczęła się bardzo
łuszczyć, miałam bardzo suche usta, włosy nie przetłuszczały się. To znaczyło,
że lek działał i wszystko odbywało się zgodnie z zapowiedzią pani doktor. Po
pięciu miesiącach było znacznie lepiej, bo zmiany sprzed rozpoczęcia kuracji wysuszyły
się, skóra na twarzy była jak nowa. Czułam się rewelacyjnie i pomyślałam, że
wreszcie nie będę się wstydzić własnego odbicia. Cała kuracja trwała 10 miesięcy
i przed jej końcem zaczęły mi dokuczać zaparcia. Po 3 miesiącach od zakończenia
leczenia przyszedł ostry rzut choroby. Ból był nie do zniesienia. Krwiste
biegunki 20 na dobę. Pierwsza moja myśl - umieram. Trafiłam do gastroenterologa,
który wypisał skierowanie na kolonoskopię i zapisał leki na wrzodziejące
zapalenie jelita grubego, które trochę złagodziły dolegliwości. Po kolonoskopii
stwierdzoną aktywną postać WZJG. Dziś już jestem po operacji usunięcia jelita
grubego, zmagam się niestety z powikłaniami po operacjach. Choroba będzie ze
mną do końca życia, czasami jest ok ale czasem bywa ciężko.
Chciałabym przestrzec wszystkich, zastanówcie się zanim zdecydujecie się na
izotretynoiną. Teraz wiem, że wolałabym mieć trądzik i zdrowe jelito, bo trądzik
można w tej chwili złagodzić w inny sposób np. u kosmetyczki za pomocą kwasów
czy mikrodermabrazji.
Przeczytajcie co publikuje się na temat izotretynoiną. Na Wikipedii znajdziecie taki wpis:
Szereg badań naukowych silnie sugeruje, że stosowanie izotretynoiny może być
bezpośrednią przyczyną nieswoistych zapaleń jelit (NZJ, skrót angielski IBD): choroby Leśniowskiego-Crohna[21][22] i colitis
ulcerosa (istnieje doniesienie o ostrym rzucie colitis u
młodego pacjenta, który uprzednio nie zdradzał oznak jakoby chorował na tę
chorobę. Rzut ten był oporny na klasyczne leczenie farmakologiczne i konieczna
była częściowa resekcja jelita grubego)[23].
W USA odbyły się jak dotąd (maj 2011)
trzy procesy sądowe, z których każdy zaowocował wielomilionowymi
odszkodowaniami dla dotkniętych pacjentów, ponieważ koncern nie uprzedził ich o
tym możliwym i potencjalnie tragicznym działaniu ubocznym[24][25].
Sprawę zostawiam każdemu do przemyślenia... Na pewno drugi raz nie wzięłabym
tego leku, ale Polak mądry po szkodzie...
Komentujcie jeśli też mieliście kontakt z tymi lekami i zachorowaliście na
NZJ.